Przejdź do treści

Pieśni o Bezpieczeństwie Sieci
blog Michała "ryśka" Woźniaka

Anonimowość w konsultacjach społecznych

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Problem anonimowości – i powiązane z nim zagadnienie reprezentatywności – w konsultacjach społecznych (i szerzej: w ogóle w publicznej wymianie zdań) wydaje się węzłem gordyjskim. Z jednej strony możliwość anonimowego zabierania głosu jest wskazywana jako istotna, jeśli nie kluczowa, dla rzetelnego i niezależnego wyrażania opinii; z drugiej – jest katalizatorem zjawisk zdecydowanie niepożądanych, mogących prowadzić do kompletnego rozbicia dyskusji.

Problem ten podniesiony został na konferencji Nowe perspektywy dialogu, organizowanej w ramach projektu W Dialogu (w którym moja rodzima FWiOO współpracuje m.in. z Instytutem Socjologii UW), i to zarówno w wystąpieniach, jak i w czasie warsztatów. Podniesiony, dodajmy, owocnie i trafnie.

Problem

Anonimowość w dyskusji ma pewne konkretne zalety:

  • większy komfort wypowiedzi – nie musimy przejmować się, że nasza szefowa, mąż, czy proboszcz dowie się, jakie mamy poglądy na jakąś sprawę; nie musimy też obawiać się jakichkolwiek nieprzyjemności ze strony samej “władzy”, która dany proces konsultacyjny prowadzi, za wyrażenie poglądów, które są jej nie na rękę;
  • większa gotowość na zmianę zdania – jak słusznie zauważył jeden z uczestników konferencji, osoby wypowiadające się anonimowo w dyskusji mogą być skłonniejsze zmienić zdanie w odpowiedzi na rzeczowe argumenty;
  • argumenty zamiast stosunków osobistych – w anonimowej dyskusji można wyjść poza kontakty osobiste i dyskutować z argumentami, a nie z osobą; dzięki temu dyskusja może być bardziej merytoryczna, mniej skupiona na relacjach personalnych.

Ma też jednak bardzo konkretne wady:

  • trollowanie – zjawisko obecne w każdej dyskusji, zwłaszcza zapośredniczonej, znacznie silniej występuje właśnie w dyskusji prowadzonej anonimowo;
  • uprawnienie – jeżeli dyskusja jest anonimowa, nie mamy jak upewnić się, że dana osoba faktycznie ma prawo wypowiadania się w danym procesie konsultacyjnym (np. dotyczącym budżetu partycypacyjnego konkretnej gminy);
  • brak przejrzystości – uczestnik konsultacji może wypowiadać się w swoim imieniu, może też reprezentować interesy tej czy innej firmy lub grupy nacisku; przejrzystość jest nieodzowna w demokratycznym państwie prawa, informacja o tym, jak lobbowała dana grupa interesu może być nieocenionym źródłem informacji, i ważną przesłanką do podjęcia decyzji; trudno jednak utrzymać przejrzystość w anonimowej dyskusji;
  • pacynki – skoro głos jest zabierany anonimowo, nic nie stoi na przeszkodzie, by dany uczestnik dyskusji użył kilku fałszywych kont, by sprawić wrażenie, że jego poglądy mają większe poparcie, niż w istocie.

Chcielibyśmy więc móc czerpać z dobrodziejstw anonimowości, bez zderzania się z jej problemami.

Odcienie anonimowości

Przede wszystkim, nie należy zapominać, że pomiędzy pełną anonimowością, a wypowiadaniem się pod swoim prawdziwymi imieniem, nazwiskiem i afiliacją, są odcienie szarości:

  • jakie dane są anonimizowane (np. afiliacja, imię i nazwisko, adres, płeć, itp.);
  • wobec kogo są one anonimizowane (np. współuczestników dyskusji, organizatora dyskusji, biernych obserwatorów, uczestników instytucjonalnych, mediów, itp.);
  • na jakim etapie dyskusji dane te są niedostępne (np. tylko podczas wymiany poglądów, ale do wglądu po zakończeniu dyskusji; całkowicie i w odniesieniu do całej dyskusji i wszystkich jej efektów; wyłącznie po zakończeniu dyskusji; itd.).

Dodatkowo, wypowiedzi mogą być:

  • w ogóle niepodpisane, co zapewnia całkowitą anonimowość – w ten sposób nie wiemy nawet, czy dwie wypowiedzi w jednej dyskusji pochodzą od różnych uczestników, czy od tej samej osoby;
  • podpisane identyfikatorem ważnym tylko w ramach danej dyskusji (np. losowym, numerycznym), nie dającym możliwości ustalenia, kto jest faktycznym autorem, ale wskazującym, które wypowiedzi w ramach danej dyskusji są z tego samego źródła;
  • podpisane tym samym identyfikatorem we wszystkich dyskusjach, w których dana osoba brała udział w ramach konkretnego systemu konsultacji (znów: identyfikatorem losowym, numerycznym, nie dającym możliwości ustalenia prawdziwego autora).

Pierwsza możliwość utrudnia w zasadzie śledzenie dyskusji (nie wiemy, czy odpowiadamy tej samej osobie, czy komuś innemu). Druga pozwala lepiej ustrukturyzować dyskusję i ją śledzić. Ostatnia możliwość niewiele różni się w zasadzie od możliwości wypowiadania się pod pseudonimem (tyle tylko, że pseudonimu nie wybierają sami uczestnicy dyskusji), pozwala więc budować tożsamość przez danego uczestnika debaty w ramach systemu konsultacji.

Różne narzędzia do różnych celów

Anonimowość jest pewnym narzędziem, które może nam pomóc osiągnąć konkretne skutki, jeżeli zastosujemy je sensownie. Jak jednak zastosować je sensownie?

Tu z odsieczą ruszył minister Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. W swej prezentacji postawił prostą tezę, jednocześnie wprowadzając dyskusję o anonimowości na konkretne tory: anonimowość ma sens i jest nieoceniona w ogólnych procesach konsultacyjnych. W momencie, gdy zaczynamy konsultować konkretne dokumenty i dyskutować o “mięsie”, przecinkach i konkretnych wartościach, dużo ważniejsza jest przejrzystość – bo tu zaczynają się gry interesów, które musimy mieć możliwość w demokratycznym państwie prawa w pełni prześledzić.

To zostało potem uzupełnione tezą, że proces konsultacji społecznych, który zakłada pełną anonimowość, musi móc być poddawany ocenie merytorycznej również przez samą instytucję prowadzącą ten proces, a jego wynik traktowany raczej jako (mocniejsza lub słabsza) sugestia, niż wiążąca decyzja. Jeśli proces ma być całkowicie wiążący, potrzebna jest pełna przejrzystość.

Mamy więc z jednej strony całe spektrum stopnia anonimowości konsultacji, z drugiej zaś spektrum tego, jak ogólne lub szczegółowe są dane konsultacje, oraz jak wiążące mają być. Wiemy też, że jest między nimi konkretne powiązanie – im bardziej szczegółowe, konkretne i wiążące mają być wyniki danych konsultacji, tym bardziej przejrzysty musi być sam proces, czyli tym mniej anonimowości dla jego uczestników.

To powiązanie, wydaje mi się, jest wyjątkowo porządkujące dyskusję o anonimowości w konsultacjach społecznych. Oznacza ono również, że nie można dokonać wyboru dotyczącego anonimowości, nie wybierając rodzaju konsultacji, których ma on dotyczyć. To jest kluczowe dla wszystkich prób stworzenia narzędzi wspierających konsultacje społeczne.

Co ciekawe, mamy przecież przykłady swego rodzaju procesów quasi-konsultacyjnych, z obu krańców tego spektrum:

  • wybory są procesem częściowo anonimowym (uczestnicy są identyfikowani, ale niemożliwe jest przypisanie głosu uczestnikowi), jednocześnie bardzo ogólnym i de facto niespecjalnie wiążącym (o obietnicach wyborczych nie będę się tu rozpisywał; koń jaki jest, każdy widzi);
  • spotkania uzgodnieniowe podczas prac nad konkretnymi aktami prawnymi są z kolei prowadzone w sposób mający zapewnić pełną jawność i przejrzystość: każdy uczestnik musi przedstawić siebie i swoją afiliację; ich wynikiem są zaś konkretne, wiążące decyzje dotyczące danych projektów aktów prawnych.

Szczególnie ciekawym przykładem jest Zasada Chatham House:

Gdy spotkanie (lub jego część) przebiega zgodnie z Zasadą Chatham House, uczestnicy mogą swobodnie korzystać z informacji, które się na nim pojawiły, ale nie mogą identyfikować ich autorów, ani innych uczestników spotkania i ich afiliacji.

A więc w trakcie spotkania uczestnicy nie są anonimowi (co rozwiązuje problem reprezentatywności, pomaga ustrukturyzować dyskusję, i tak dalej), natomiast po spotkaniu uczestnicy mogą spodziewać się pełnej anonimizacji tego, kto co powiedział (co przekłada się na rzetelność i otwartość dyskusji, pomaga ją oderwać od partykularnych interesów organizacji, z którymi uczestnicy są związani).