--- title: >- Pochwała Copyleftu date: 2015-01-13 14:42 modified: 2015-01-13 14:42 lang: pl authors: rysiek tags: - ancient status: published pinned: false --- *Tekst powstał na potrzeby [publikacji pokonferencyjnej po CopyCamp 2014](http://prawokultury.pl/en/publications/copycamp-2014-post-conference-publication/), w ramach której publikowana jest wersja angielska. Zachęcam do zapoznania się z całą publikacją, oraz do odwiedzenia konferencji [CopyCamp](http://copycamp.pl/) jesienią tego roku.* > *Free as in Freedom,* > *not free as in beer* Ten cytat z [Richarda M. Stallmana](http://pl.wikipedia.org/wiki/Richard_Stallman), doskonale znany zwolennikom wolnego oprogramowania, wynika z prostej potrzeby wyjaśnienia dwuznaczności w języku angielskim -- ["free"](http://pl.wiktionary.org/wiki/free) może znaczyć "wolny", może też znaczyć "darmowy"; oba znaczenia przy tym mają sens w kontekście oprogramowania. Stał się też niejako deklaracją programową ruchu wolnego oprogramowana. Wiele inicjatyw czerpie garściami z filozofii wolnego oprogramowania -- [ruch wolnej kultury](http://pl.wikipedia.org/wiki/Ruch_wolnej_kultury), Wikipedia, [wolne zasoby edukacyjne](/pl/95) i wiele innych opierają się na ideach wypracowanych i przetestowanych w wolnych i otwartych projektach informatycznych. Myśl "*free as in freedom, not free as in beer*" jest więc bliska również im. Zwykliśmy kłaść nacisk i akcentować przede wszystkim pierwszą część tego cytatu. To o wolność chodzi, można by rzec, nie o to, czy coś jest darmowe, czy nie. Takie akcentowanie potrzebne było (i jest), by wyraźnie oddzielić oprogramowanie, kulturę czy zasoby edukacyjne, które dają odbiorcom wolność, od tych, które są tylko darmowe -- dających dostęp, ale odmawiających pozostałych *czterech wolności*. Coraz bardziej jednak wyraźna staje się potrzeba zmiany akcentu. Twórcy oprogramowania, kultury i zasobów edukacyjnych, wolnych czy nie, też muszą jeść. ## Cztery Wolności Richard Stallman wprowadził proste i skuteczne kryterium tego, czy oprogramowanie (swobodnie możliwe do zastosowania również w innych dziedzinach) jest wolne -- [jego licencja powinna gwarantować](http://www.gnu.org/philosophy/free-sw.pl.html): - wolność uruchomienia w dowolnym celu; - wolność modyfikacji; - wolność rozpowszechniania; - wolność rozpowszechniania własnych modyfikacji. Aby jednak skutecznie powiększać zbiór wolnego oprogramowania, w pierwszej wolnej licencji na oprogramowanie, [GNU GPL](https://www.gnu.org/licenses/old-licenses/gpl-1.0.html), zastosowano jeszcze jeden trick -- [copyleft](http://pl.wikipedia.org/wiki/Copyleft), czyli wymóg, by oprogramowanie opierające się na udostępnianym na niej wolnym programie same były udostępniane na tej samej licencji. Warunek copyleft stał się wewnątrz społeczności wolnego i otwartego oprogramowania zarzewiem zażartej, trwającej do dziś dyskusji. Jego przeciwnicy preferują licencje niecopyleftowe, jak [MIT](http://opensource.org/licenses/mit-license.php) czy [BSD](http://opensource.org/licenses/bsd-license.php), zwolennicy -- opowiadają się za GNU GPL i pochodnymi. Pierwsi argumentują, że warunek copyleft ogranicza prawa twórcy dzieła zależnego (np. programu opartego o oprogramowanie na licencji GNU GPL), nie może on bowiem (jeśli swój program w ogóle udostępnia) zdecydować o nie udostępnianiu swojego programu na wolnej licencji. Drudzy wskazują, że choć być może twórca ten faktycznie nie ma już możliwości wyboru licencji, jednak dzięki temu zabiegowi wszyscy inni -- w tym użytkownicy jego programu -- mają zagwarantowane cztery wolności, które mieli zagwarantowane w przypadku programu źródłowego. Innymi słowy, debata toczy się pomiędzy wolnością twórcy adaptacji do zamknięcia swojej adaptacji dzieła na wolnych licencjach, a wolnością wszystkich odbiorców, zawsze. "Adaptacji" i "odbiorców", ponieważ dyskusja ta wylała się oczywiście poza świat wolnego oprogramowania, i równie zaciekle toczy się w kontekście wolnych zasobów i wolnej kultury. ## Modele biznesowe Zarówno w świecie oprogramowania, jak i poza nim, warunek copyleft ma renomę "niedobrego dla biznesu". Twórcy adaptacji chcieliby mieć możliwość zamykania swoich adaptacji prac na wolnych licencjach, by móc na nich zarabiać -- a jak zarabiać na czymś, co można kopiować do woli? Odpowiedzią są modele biznesowe zgodne z [kulturą daru](https://www.youtube.com/watch?v=AFmgFTYnX-8), kulturą dzielenia się. [Finansowanie społecznościowe](http://pl.wikipedia.org/wiki/Crowdfunding), modele oparte na dobrowolnych wpłatach, zarabianie na produktach powiązanych (np. koszulki zespołów) czy koncertach, zaś w przypadku oprogramowania sprzedaż usług (jak wdrożenie, dostosowanie do potrzeb, wsparcie, itp) pozwalają artystom i twórcom utrzymać się mimo, a [czasem wręcz dzięki](http://www.muktware.com/2013/12/iron-maiden-turn-piracy-profits/18139) [swobodnemu dzieleniu się ich twórczością przez fanów](http://obiegikultury.centrumcyfrowe.pl/). Modele te są nieoczywiste, wydają się niepewne -- [a jednak coraz częściej finansują duże nawet produkcje](http://vimeo.com/36337847). Z drugiej strony, "klasyczne" modele nie gwarantują przecież sukcesu. Tym bardziej, że [oparty na nich rynek zagospodarowany jest od dawna, np. przez wielkie wytwórnie fonograficzne](http://www.gerryhemingway.com/piracy2.html). Można odnieść wrażenie, że stosowanie niecopyleftowych licencji to często wyraz braku zaufania do nowych modeli, wynik przemyślenia w stylu "a może kiedyś będę chciał oprzeć na tym jakiś zamknięty produkt, co wtedy?" Jeśli jednak ja mogę zamknąć, mogą zamknąć i inni. Wszyscy na tym tracimy. ## Heartbleed Doskonale ilustruje to sprawa [Heartbleed](http://pl.wikipedia.org/wiki/Heartbleed), czyli poważnego błędu w popularnej bibliotece wykorzystywanej przez dużych i małych do szyfrowania transmisji w Internecie . Błąd był trywialny, miał jednak potężne konsekwencje dla całego ekosystemu wolnego oprogramowania, i szerzej: niemal całego Internetu. Pozostawał też niewykryty przez kilka lat. Oprogramowanie, którego dotyczył -- biblioteka [OpenSSL](https://www.openssl.org/) -- udostępniana jest na licencji niecopyleftowej. Zachęca to firmy, również te duże, do korzystania z niej w swych produktach i usługach, co też chętnie robią. Z OpenSSL korzysta m.in. Google, Facebook, Amazon. Korzysta -- ale niespecjalnie dokłada się do rozwoju tej kluczowej biblioteki. Twórcy OpenSSL nie mieli dość środków na regularny audyt kodu, co było jedną z przyczyn, dla których Heartbleed mógł pozostawać niezauważony. Duzi gracze nie dzielą się też kodem, swoimi zmianami w oprogramowaniu, z którego korzystają. Licencja tego nie wymaga, czemu więc miałyby to robić? Okazuje się, że [Facebook używał zmodyfikowanej wersji OpenSSL](http://www.theinquirer.net/inquirer/news/2338750/openssl-security-bug-heartbleed-exposes-two-thirds-of-webservers-to-attack). Zmiany w niej wprowadzone (prawdopodobnie całkiem przypadkiem) spowodowały, że była ona niepodatna na błąd Heartbleed. Gdyby OpenSSL był na licencji wymagającej udostępnienia kodu i zmian społeczności, być może błąd zostałby wykryty znacznie wcześniej, kiedy jeszcze nie był tak groźny. ## Not free as in beer Rozwój wolnego oprogramowania, wolnej kultury, wolnych zasobów edukacyjnych kosztuje. Tysiące ludzi poświęcają swój czas, wiedzę i umiejętności, i dzielą się efektami swej pracy. Często zapominamy o tym, np. argumentując za wolnym oprogramowaniem podkreślamy, że jest "darmowe". Nie jest. Czas nauczyć się doceniać pracę w nie wkładaną. Również finansowo. Copyleft wbrew pozorom może tu pomóc: skoro nikt nie może zamknąć mojej pracy, sam mogę korzystać z cudzych jej ulepszeń. Wszyscy na tym zyskujemy.