Konflikt wartości
Dziś bardziej filozoficznie, a’propos głównego tematu dnia przez najbliższe 48h – czyli dziesiątej rocznicy Zamachów z 11 września 2001.
Nie wchodząc już w mniej lub bardziej interesujące teorie spiskowe, niewątpliwie była to tragedia. I bez wątpienia zmieniła ona świat. Diametralnie i na bardzo wiele sposobów.
Jedną z tych zmian było kompletne przewartościowanie wartości. Tak przerażający, niewyobrażalny scenariusz stał się na przykład natychmiast powodem zaostrzania środków bezpieczeństwa, skutecznego bądź nie – ale zawsze widocznego i wyraźnie odczuwalnego.
I tu dochodzimy do sedna. Otóż po 11 września 2001 na ołtarzu zwiększania bezpieczeństwa (lotów, i nie tylko) poświęcone zostały pewne wartości, które do niedawna uważane były za fundament demokracji (zwłaszcza amerykańskiej). Oczywiście nie od razu, a stopniowo, krok po kroku, ale wynik jest ten sam (notabene, to poświęcenie, ten brak poszanowania tych wartości najbardziej daje się we znaki właśnie w USA).
Prawo do prywatności przegrało z podsłuchami (w tym nielegalnymi); nietykalność cielesna (w Stanach to Habeas corpus, u nas Neminem captivabimus) wylądowała w Guantanamo; godność osobista umiera co dzień w lepkich palcach pracowników TSA oraz na ekranach porno-skanerów; tolerancja i wielokulturowość oddała pole profilowaniu rasowemu.
Wszystkie te instrumenty rzekomo służą zwiększeniu bezpieczeństwa; jednakże nawet gdy założymy, że są skuteczne (a jest to w wielu wypadkach wątpliwe) – wypada zapytać, czego bezpieczeństwo zwiększamy? Po odarciu z wartości, z godności, z praw, zostaje chyba tylko czysto biologiczny fakt życia.
Zapytani jednak wprost, twierdzić będziemy najpewniej, że fakt biologicznego życia, oddychanie, akcja serca i tak dalej, nie mają same w sobie jakiejś większej wartości. Nie tego uczą nas bohaterowie historii, nie o tym czytaliśmy w literaturze, nie to nam wpajano od dziecka – niezależnie od kręgu kulturowego, w którym wzrastaliśmy. Znamy wszak przypadki poświęcania życia dla miłości, dla ojczyzny, dla rodziny… Życie człowieka jest cenne nie samo przez się, ale (na przykład) przez wszystko, co człowiek ten mógłby osiągnąć. Słowem, są pewne wartości wyższe.
Byli wszak tacy, którzy ten zbiór biologicznych procesów poświęcili na ołtarzu walki o (między innymi) godność, o prawo do prywatności, o prawo do anonimowości, o tolerancję religijną i rasową. Wielu z nich uznajemy za bohaterów.
Co, najwyraźniej, stoi jednak w sprzeczności z obecną hierarchią wartości w Stanach (i, coraz częściej, poza nimi). Wygląda na to, że po 11.09.2001 mamy wszyscy zbiorowe rozdwojenie jaźni – część nas próbuje wciąż udawać, że wartości wyższe (jak godność) są cenniejsze od życia; druga jednak część zdecydowanie opowiada się za ochroną biologicznego faktu życia, nawet za cenę tychże “wyższych” wartości.
Być może czas zadać pytanie, ile w tym rozdwojenia jaźni, a ile świadomego wyrachowania i hipokryzji.