Przejdź do treści

Pieśni o Bezpieczeństwie Sieci
blog Michała "ryśka" Woźniaka

Żaden link nie jest nielegalny

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Od dłuższego czasu pojawiają się pomysły wprowadzenia sankcji za linkowanie do treści umieszczonych w Internecie nielegalnie (np. uzyskania licencji autora). Było to szczególnie widoczne na V Forum Prawa Autorskiego, gdzie postulat ten podnosiły zarówno organizacje pokroju ZAiKSu czy SFP, jak i firmy (w tym wypadku Plagiat.pl).

Zadziwiające jest w nich nie tyle sam ich poziom absurdu, co to, że ktoś potrafi je wygłaszać z kamienną twarzą. Trudno mi ocenić, czy wynika to z niewiedzy i niezrozumienia pewnych podstawowych kwestii (dotyczących nawet nie tyle komunikacji elektronicznej, co komunikacji międzyludzkiej w ogóle), czy też jest to może celowy zabieg mający rozwiązać problem w postaci Internetu.

No to po kolei…

Linki w Internecie spełniają identyczną rolę, jak przypisy bibliograficzne: informują, gdzie dana treść się znajduje. Nie dochodzi do rozpowszechniania treści, nie dochodzi do kopiowania. Link sam w sobie nie narusza niczyich praw – jest tylko informacją.

Mało tego, link jest informacją również dla osób próbujących daną nielegalnie umieszczoną treść usunąć. Dzięki linkom łatwiej znaleźć treści publikowane bez zgody autora i usuwać je z Sieci – oczywiście z poszanowaniem prawa i korzystając z odpowiedniej drogi prawnej. Czemu organizacje twierdzące, że reprezentują interesy twórców, próbują odebrać sobie i twórcom tak przydatne narzędzie?..

Dalej – osoba zamieszczająca odnośnik na swojej stronie internetowej nie ma możliwości sprawdzenia i upewnienia się, że dana treść, do której odnośnik prowadzi, została umieszczona legalnie. Nawet prawnikom nie jest czasem łatwo określić, czy dana treść została umieszczona legalnie, czy też nie. Czemu zatem mielibyśmy wymagać takiej wiedzy i rozeznania od każdej osoby linkującej do czegokolwiek w Internecie?.. Swoją drogą ciekawe, czy każdy odnośnik na stronie ZAiKSu byłby “legalny”…

Ciekawe też, jakie sankcje by za to miały groziły? Czy mielibyśmy, jak nieszczęsny operator TVShack, spodziewać się aresztowania i ekstradycji do kraju, pod którego jurysdykcję podpada dana nielegalnie umieszczona treść, do której mieliśmy czelność zlinkować?

Swoją drogą, pytanie: skoro strona z linkami do treści nielegalnie umieszczonych stała by się sama w sobie nielegalna, czy linkowanie do niej byłoby również nielegalne? Czy zatem linkowanie do strony, która linkuje do takiej strony, również było by naruszeniem prawa? A linkowanie do strony, linkującej do strony, która… i tak dalej. Albo podejmujemy sensowną decyzję, że linkowanie nie jest naruszeniem, albo wpadamy w studnię absurdalnych konsekwencji.

Niezależnie jednak od sankcji spowodowałoby to sytuację, w której użytkownicy Internetu bali by się korzystać z podstawowej funkcjonalności tego medium. Efekt nie różniłby się bardzo od wprowadzonego w Iranie Internetu “halal” – z tą różnicą, że celowa cenzura zastąpiona byłaby autocenzurą. Niewykluczone zresztą, że taki jest ukryty cel tej propozycji

Zwolennicy tego rozwiązania twierdzą, że jest ono konieczne, ponieważ “notice and takedown”, usuwanie u źródła, jest nieskuteczne. Osoby zajmujące się celowym, komercyjnym udostępnianiem treści, do których praw nie posiadają, mogą za łatwo i zbyt szybko zmieniać domeny, adresy i tak dalej. Mogą też zarejestrować firmę poza Polską – trudno wtedy wyegzekwować usunięcie jakiegoś materiału.

Zastanawiam się, skąd wniosek, że operatorzy “stron czy forów warezowych”, o które rzekomo najbardziej chodzi zwolennikom odpowiedzialności za linkowanie, nie mogliby swojej strony z linkami zarejestrować poza Polską?.. Próba wyegzekwowania usunięcia linków do materiałów umieszczonych nielegalnie obarczona będzie tymi samymi trudnościami w odniesieniu do stron celowo zajmujących się taką działalnością, będzie zatem nieskuteczna.

Spowoduje jednak również, że osoby rejestrujące i prowadzące w Polsce strony, których celem nie jest wymiana informacji o nielegalnie umieszczonych treściach, będą bali się linkować do czegokolwiek, bo a nuż okaże się to trefne…

Mało jednak i tego! Oczywiste jest, że wyszukiwanie i wysyłanie żądań usunięcia “nielegalnych linków” musiało by być prowadzone automatycznie, podobnie jak automatycznie prowadzone jest znajdowanie i wysyłanie żądań usunięcia treści rzekomo umieszczonych nielegalnie. Takie automatyczne mechanizmy popełniają błędy, których efektem bywa usunięcie materiałów umieszczonych całkiem legalnie.

Problem w tym, że małe wytwórnie oraz twórcy publikujący na wolnych licencjach mają znacznie mniejsze siły i zasoby na to, by domagać się swoich praw i walczyć o przywracanie takich treści – a usunięcie ich może być powodem konkretnej straty, gdy np. artysta zarabia na dobrowolnych darowiznach osób, które z treścią się zetkną (może ZAiKS powinien występować w imieniu i takich artystów?).

Problem, który pojawia się przy usuwaniu u źródła tylko mocniej pojawi się w przypadku “nielegalnych linków”. Ponieważ (podobnie, jak w przypadku usuwania u źródła) nie będzie sankcji za usunięcie legalnego linku, usługodawcy czy operatorzy stron będą woleli dmuchać na zimne i usuwać wszystko, co zostanie zgłoszone. Odnośniki do treści na wolnych licencjach będą znikać, a twórcy decydujący się na taki rodzaj publikacji będą ponosili konkretne straty wizerunkowe – i finansowe.


Czasem przekornie zastanawiam się, czy nie należałoby jednak wspierać tego typu pomysłów, ponieważ spowodowały by szybszą migrację użytkowników z zamkniętych ogródków do zdecentralizowanych, szyfrowanych sieci i narzędzi pokroju RetroShare, TOR czy FreeNet.

Narzędzi, które skutecznie uniemożliwiają cenzurę i nadzór ich użytkowników.

Aktualizacja

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej na dniach orzekł (w sprawie, w której linkowanie było kwestią sporną i centralną), że linkowanie nie jest naruszeniem praw na dobrach niematerialnych.

Sprawa dotyczyła materiałów opublikowanych bez naruszenia praw na dobrach niematerialnych, więc nie odnosi się w stu procentach do tematu niniejszego wpisu, ale i tak jest niezwykle ważnym niespodziewanym przejawem zdrowego rozsądku.