O ostrożności w doborze słów
Niejaki whirli podrzucił na Diasporze fajny artykuł o tym, jak Googlowa Real Name Policy może wpłynąć na cały Internet i nasze życia.
Zgadzam się z zasadniczą ideą artykułu: jeżeli Google uda się to przeforsować i utrzymać na stałe, prawdopodobnie wiele innych firm i portali pójdzie w jego ślady. To zaś poważnie zagraża prywatności i anonimowości w Sieci (więcej na ten temat w zlinkowanym artykule, niewiele mogę w tej kwestii do niego dodać).
Nie mogę się natomiast zgodzić ze sposobem, w jakim użyte zostały weń pewne słowa i frazy. “Przejrzystość”, “otwartość” zostały użyte w stosunku do osób prywatnych, zwykłych użytkowników Sieci. To nie działa.
“Otwartość” i “przejrzystość” są pojęciami nacechowanymi pozytywnie w naszym demokratycznym społeczeństwie, czujemy, że cechy te są dobre i pożądane.
Rządy, firmy, urzędnicy, politycy, traktaty, negocjacje, proces tworzenia prawa, itp. – to przykłady tego, co powinno być “przejrzyste” i “otwarte”. Mają potężny wpływ na życie zwykłych ludzi, musi zatem być możliwość ich obserwacji i kontroli przez tychże zwykłych obywateli.
Gdy jednak sytuacja zostaje odwrócona (jak można się obawiać np. w przypadku zyskania przez Real Name Policy popularności na Sieci) i to zwykli obywatele, osoby prywatne, są obserwowani i kontrolowani przez rządy, korporacje, urzędników i polityków, dzieje się zdecydowanie coś złego, powolutku dryfujemy w kierunku totalitaryzmu.
W takiej sytuacji terminy nacechowane pozytywnie – jak “przejrzystość” czy “otwartość” – niezbyt pasują. Gdyby zostały w takim kontekście użyte przez przedstawiciela Google lub polityka, powiedziałbym, że jest to celowa manipulacja, mająca na celu ukazać coś zasadniczo złego w dobrym świetle.
Moim zdaniem znacznie bardziej pasują to słowa: “inwigilacja”, “nadzór”.
Aktualizacja¶
Miałem bardzo ciekawą i konstruktywną dyskusję, wpierw mailem, potem na Diasporze, z (między innymi) autorką artykułu.
W ramach podsumowania – możliwe, że jestem nieco przeczulony na tym punkcie, ze względu na aktywną walkę na obu frontach:
- o prawo do prywatności i anonimowości dla zwykłych obywateli, a więc przeciw nadzorowi i inwigilacji;
- o przejrzystość, otwartość rządów, korporacji, negocjacji itp.
Do tego, co powyżej, dodam jeszcze jedną kwestię pod rozwagę: używanie słów i fraz o pozytywnym nacechowaniu do zjawisk negatywnych rozmywa to nacechowanie, przez co trudniej z niego korzystać, gdy jest potrzebne (np. nakłaniając rządy do otwartości/przejrzystości).
To już jest, rzecz jasna, tylko Gedankenexperiment; w pełni przyjmuję, że niekoniecznie odnosi się do oryginalnego tekstu.