Najkrótsza debata publiczna o cenzurze Internetu
Wczoraj miałem okazję zabrać głos (w Połączeniu) w najkrótszej na świecie debacie publicznej o cenzurze w Internecie.
Rano minister Biernacki najwyraźniej odkrył, że w Internecie jest pornografia (witamy w Internecie, Panie Ministrze; fajnie, że Pan dołączył, szkoda, że tak późno), i opowiedział się za skopiowaniem brytyjskiego rozwiązania cenzurowania pornografii (w ogóle, nie tylko dziecięcej), a już wieczorem premier Tusk i minister Boni już jednoznacznie cały pomysł odesłali do lamusa.
W międzyczasie zaś organizacje pozarządowe zaangażowane we wszystkie poprzednie zamieszania wokół pomysłu cenzurowania Internetu zostały zalane falą zainteresowania ze strony mediów. I brytyjskie rozwiązanie, i wypowiedź ministra Biernackiego komentowały w nich w sposób dość niedwuznaczny.
Oczywiście podawane były argumenty merytoryczne, niezmienne od lat: cenzura nie działa; cenzura nie rozwiązuje problemu, a jedynie go ukrywa; cenzura niesie ogromne zagrożenia dla wolności słowa i prywatności; i tak dalej. Ale pojawiła się również smutna konstatacja, że ten sam rząd raz za razem wpada na ten pomysł, i raz za razem musimy wracać do tej dyskusji, która już tyle razy przetoczyła się przez nasze media w ciągu ostatnich 4 lat.
Tak jakby sprzeciw społeczny wyrażony wobec RSiUN, cenzury pornografii dziecięcej przy okazji unijnej dyrektywy o zwalczaniu seksualnego wykorzystywania dzieci czy ACTA niczego naszej klasy politycznej nie nauczył.
Konstatacja, jak się okazuje (ku zaskoczeniu również niżej podpisanego) niesłuszna.
Nauka nie idzie w las¶
Nie zablokujemy dostępu do legalnych treści, nawet jeśli estetycznie czy etycznie nam nie odpowiadają
– premier Donald Tusk, 26.07.2013
Chciałbym, abyśmy znaleźli rozwiązania, które są skuteczne i nie spowodują poczucia zagrożenia, że my jako użytkownicy internetu jesteśmy śledzeni. Albo że ktoś przez pomyłkę ograniczy naszą aktywność internetową. (…) Samo zablokowanie nie usuwa treści.
– minister Michał Boni, 26.07.2013
Chapeau bas! Okazuje się, że lata merytorycznej dyskusji nad tego typu pomysłami nie poszły w las, przynajmniej w odniesieniu do ministra administracji i cyfryzacji oraz premiera RP. To daje nadzieję na przyszłość.
Być może następnym razem gdy jakiś minister odkryje ze zgrozą, że w Internecie jest pornografia i że może ona mieć negatywny wpływ na młodzież, zanim wyjdzie z “rewolucyjnym” pomysłem ocenzurowania wszystkim okna na świat – zwyczajnie spyta kolegów i koleżanki z innych resortów (Ministerstwo Zdrowia? Ministerstwo Edukacji Narodowej? Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji?), czy nie ma lepszych i sensowniejszych metod.
A Wielka Brytania i inne kraje uznawane za demokratyczne mogły by wreszcie ogarnąć swoją klasę polityczną, by nie podsuwała naszej durnych pomysłów.