Schowaj gadżeta
No to wreszcie odpowiem Piotrowi Szotkowskiemu w naszej małej dyskusji o hipsterii; 140 znaków to nieco za mało, więc przenoszę dyskusję tu - i na Diasporę.
Zrekapitulujmy! Zaczęło się od mojego denta:
Brawo, Hipsteria. Lansowaniem się z jabłuszkiem spieprzyliście być może szanse Prasowego. bit.ly/HMuTy1 /cc @harcesz @ElbaZostaje
Skończyło na Shotowym:
postawmy bramkarzy, przecież hipster to taki gorszy człowiek. (szczęście, że radny nie mówił o facetach z długimi włosami.) #nurfürNerden
UPDATE: niektórzy (że tadzika
, sirmacika
i shota
z ksyw nie wymienię) zwrócili mi słusznie uwagę, że generalnie wyszedł mi tu antyaplowy i antyhipsterski rant. Wpis zmieniony, coby był mniej rantowy.
UPDATE2: shot
podrzucił fantastyczny flejm na jednym z innych niż Diaspora portali społecznościowych, z udziałem tomasha
(i to ku zaskoczeniu wszystkich w obronie!), wraz z kolejną słuszną uwagą o trzymaniu w takich sytuacjach poprzednich wersji – następnym razem będę pamiętał sam. Kopia oryginalnego rant^W
wpisu jest dostępna, dzięki shotowi
za refleks i zmirrorowanie u siebie.
Zatem odpowiadając szanownemu Shotowi
- po pierwsze, nigdzie nie sugerowałem stawiania bramkarzy i niewpuszczania hipsterii. Napisałem upilnować, nie wykluczyć. Podobnie, jak w towarzystwie płci pięknej należy upilnować swojego nieco seksistowskiego kolegę przed rzucaniem przezeń nieco seksistowskich dowcipów. On może nawet nie widzieć, w czym problem – ale naszym zadaniem jest mu to (delikatnie, acz stanowczo i skutecznie) uświadomić. Lub przynajmniej powstrzymać.
Nie uważam, by hipsterzy byli gorszymi ludźmi, są tylko czasem bardzo irytujący – ale że sam czasem jestem irytujący (i lubię rowery), więc whatevs.
Znam i lubię paru hipsterów, nie jest to dla mnie kryterium wykluczające – podobnie jak mam kilku nieco seksistowskich czy nieco rasistowskich znajomych.
Jako mięsożerca często otaczany przez wegetarian, sam się czasem znajduję w sytuacji, w której coś, co normalnie nie jest żadną kwestią, może być źle odebrane. Na grilla na Przychodni nie przyjdę z kiełbaskami, choć miałbym na nie ogromną ochotę, bo po prostu, zwyczajnie, nie wypada.
Co zaś się tyczy hipsterów w Prasowym czy na konfie skłotu Przychodnia – to już jest kwestia jakiegoś elementarnego wyczucia. Nie chodzi o to, by hipsterów tam nie było. Chodzi o to, by mieli na tyle subtelności, żeby wiedzieli, że nie należy się w tych miejscach afiszować swoim wyjechanym w kosmos gadżetem (niezależnie, czy pochodzi ze stajni z jabłkiem, czy dowolnej innej)!
Przepraszam, ale to już jest po prostu buractwo. Nie dość, że kłują w oczy osoby gorzej sytuowane, których chyba można się w takich miejscach spodziewać (i nie mówię tu o użytkownikach dowolnie definiowanych tzw. “inferior brands”, tylko ludziach, dla których Prasowy faktycznie był tego dnia jedyną szansą na ciepły posiłek); nie dość, że wprowadzają korporacyjną symbolikę konsumpcjonizmu w środowisko, w którym jest on po prostu nie na miejscu (protip: jeżeli nie-hipster zadaje się z anarchistami, jest spora szansa, że za korporacjami nie przepada i całkiem celowo ich być może unika); to jeszcze dają perfekcyjny, idealny, na miarę skrojony pretekst dla takich ciuli intelektualnych jak pewien radny.
Każdy z tych powodów sam w sobie powinien wystarczyć człowiekowi w miarę ogarniętemu do stwierdzenia, że może niekoniecznie promowanie się swoim błyszczącym gadżetem i jednocześnie lansowanie się chodzeniem do Prasowego czy na Przychodnię jest pomysłem dobrym. Póki te dwa rodzaje lansu uprawiane są oddzielnie, nie ma większego problemu; jak się łączą w czasie i przestrzeni, robi się nieteges.
Przy czym, by nie było nieporozumień: nie twierdzę, że nie możesz użyć swojego smartfona w Prasowym, bo “nie uchodzi”, czy że nie możesz odpalić swojego lapka na Syrenie, “bo to nie ładnie”. Ale jest różnica (choć bez wątpienia płynna) między używaniem swojego narzędzia a lansowaniem się swoim gadżetem.
Ponieważ jednak hipsterzy, podobnie jak na ten przykład “męskie szowinistyczne świnie”, po prostu nie widzą w swych działaniach nic złego, postuluję niniejszym akcję “schowaj gadżeta”. Co więcej, każdemu niemal zdarza się czasem lansować w złym miejscu i czasie. Krótkie “schowaj gadżeta” delikatnie uświadamia, kiedy się tę granicę przekroczy.
Może czas zacząć traktować taki brak wyczucia przynajmniej podobnie, jak zostałbym potraktowany smażąc kiełbaski na wspólnym, przychodnianym grillu: delikatnie acz stanowczo i skutecznie wywierając presję na delikwenta, by zaprzestał.