Przejdź do treści

Pieśni o Bezpieczeństwie Sieci
blog Michała "ryśka" Woźniaka

Mozilla, DRM i znaczenie

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.

Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Nadszedł smutny dzień – Mozilla ogłosiła, że Firefox będzie wspierał DRM EME, w obawie, że bez tego użytkownicy (którym nie będą działać materiały wideo “zabezpieczone” DRM), odwrócą się od tej przeglądarki.

I choć Mozilla bardzo stara się spowodowć, by ta pigułka była łatwiejsza do przełknięcia, nie czyni jej to ani trochę mniej gorzką.

Wadliwe z założenia

Zacznijmy od oczywistości: DRM nigdy nie jest całkowicie skuteczny. I być nie może – w samym swym założeniu, mechanizmy takie próbują udostępnić jakąś treść danemu odbiorcy, jednocześnie nie udostępniając temu samemu odbiorcy tej samej treści. DRM jest jednak doskonały w utrudnianiu życia uczciwym odbiorcom, twórcom i użytkownikom wolnego oprogramowania, i w zasadzie ogólnie wszystkim po drodze.

Mozilla doskonale to wie, wszak technologia im nie obca. Stąd też próba maksymalnego “oddzielenia” DRM od samego Firefoksa.

Mozilla Chromium

Czego jednak nie wie, lub nie docenia, to fakt, że od dłuższego czasu coraz mniej jest dobrych powodów do tego, by z Firefoksa korzystać. Na przykład takie Chromium (lub podobne mu projekty) są szybsze, lżejsze, nie brak im też ciekawych rozszerzeń… Biorąc zaś pod uwagę zmiany w interfejsie Firefoksa (często kopiujące Google, a zarazem utrudniając życie tym spośród nas, którzy pracowicie dostosowali interfejs przeglądarki do swoich potrzeb), czy zmianę zasad wersjonowania (kopiującą Google, a zarazem utrudniającą życie tym z nas, którzy zarządzają oprogramowaniem w swej infrastrukturze), Firefox coraz bardziej staje się “prawie” Chromium, zamiast wspaniałą i tworzącą trendy przeglądarką, którą był.

Pojawia się więc pytanie, po co korzystać z surogatu, skoro można mieć oryginał?

Kwestia zaufania

Dla mnie odpowiedzią na to pytanie były zawsze wolność i zaufanie. Ufałem, że Mozilla będzie chronić moich wolności w Sieci. Wspierałem więc ją, jak wielu takich jak ja, m.in. korzystając z Firefoksa i instalując go mojej rodzinie czy znajomym. Niestety, od jakiegoś już czasu Mozilla podejmuje działania, które moje zaufanie nadszarpują. Dla mnie osobiście wsparcie DRM w Firefoksie może być kroplą, która przelała czarę.

Co oznacza, że jak tylko znajdę lepiej dbający o moją wolność odpowiednik, przesiadam się – a wraz ze mną moja rodzina i znajomi.

Czy będą narzekać, że niektóre strony nie działają, niektóre materiały wideo są niedostępne? Pewnie, że tak. Kiedyś już jednak przez to przechodziliśmy – lata temu, gdy Mozilla odbjała Internet. W zamierzchłych czasach, gdy skupiała się na otwieraniu Sieci i walce z grodzonymi ogródkami treści, podtrzymując zasady otwartego Internetu.

Wtedy wszak wygraliśmy.

Wartość Mozilli

Celem Mozilli nigdy nie były liczby, konta, zera. Skupiała się na wartościach, nawet jeśli oznaczało to, że część treści w Internecie było na Firefoksie niedostępnych. Te wartości – nie zaś liczba użytkowników, i nie wartość sponsoringu! – czyniły Mozillę wartościową, istotną.

Mozilla i W3C widzą sprawę zupełnie na odwrót, to Hollywood musiał martwić się, by nie stać się nieistotnym. – Will Hill, komentując w wątku na Diasporze

Dekadę temu byliśmy w stanie wprowadzić zmianę na lepsze promując otwartą i zgodną ze standardami przeglądarkę w świecie, w którym cały niemal Internet wydawał się stworzony wyłącznie z myślą o zamkniętym, ignorującym standardy niebieskim E. Udało się to dzięki temu, że gdy widzieliśmy stronę, która nie działała w Firefoksie, zabieraliśmy głos w obronie Mozilli.

Dziś Mozilla nie broni nas w świecie, w którym możliwość wyboru i kontrola są zagrożone.

A przecież dziś wolny i otwarty Internet znacznie bardziej, niż kolejnego systemu mobilnego, potrzebuje przeglądarki, która szanuje i broni zasad i ideałów, leżących u sedna wolnego Internetu.

Czas, by Mozilla powróciła do swych zasad.