Przejdź do treści

Pieśni o Bezpieczeństwie Sieci
blog Michała "ryśka" Woźniaka

Czemu nie warto być piratem

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.

Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Zostałem ostatnio poproszony o napisanie tekstu pod tytułem “czemu nie warto być piratem”. Szczerze powiedziawszy, nie za bardzo wiedziałem, jak do zadania podejść, i skończyło się na zmianie tematu. Jednak wyzwanie jest ciekawe, postanowiłem więc je podjąć już na luzie i bez dedlajnów. I nie, przy całej mojej sympatii do Polskiej Partii Piratów, naprawdę nie o nich tu chodzi.

Piraci niezaprzeczalnie mają niezłą prasę, i to od dłuższego czasu. Musi to być jakiś nieślubny bękart romantyzmu, ta fascynacja piracką indywidualną, nierówną walką z żywiołami, z jednoczesnym sprzeciwem wobec pewnych utartych schematów, wobec norm społecznych czasów, w których przyszło piratom żyć. Sprzeciwem skazującym ich na więczną tułaczkę i wykluczenie poza margines społeczeństwa.

Trudno przy tym powiedzieć, czy najpierw było wykluczenie, zaś negowanie norm przyszło jako reakcja, czy też może odwrotnie: właśnie niezgoda na panujące stosunki i zasady w efekcie wykluczała delikwenta poza nawias. Zapewne w każdym wypadku było inaczej. Ilu piratów, tyle historii do opowiedzenia.

Faktem jednak jest, że znajdziemy w piractwie – tym wyidealizowanym – zachwyt nad piękną w swym zimnym okrucieństwie naturą żywiołów, fascynację czasami dawno minionymi (z ich estetyką i specyficznym etosem) oraz skazaną na porażkę, tyleż tragiczną co pełną determinacji walkę o własną indywidualną wolność. Walkę “z systemem”, wówczas feudalnym (z zaczątkami systemu kapitalistycznego), która tak silnie dziś rezonuje.

Z tym, że to jest obraz wyidealizowany do imentu, nie mający wiele wspólnego z rzeczywistością. To wersja Hollywoodzka, uproszczona i wygładzona tak, że aż nierozpoznawalna.

Niezaprzeczalnie piraci byli poza nawiasem, i niezaprzeczalnie toczyli nieustanną walkę z żywiołami. Nie byli jednak tak “antysystemowi”, jak chcielibyśmy dziś myśleć – częstokroć pracowali na zlecenie tego czy innego rządu, jako (jak dziś byśmy to nazwali) free-lancerzy. Tyle, jeżeli idzie o romantyczny ideał bojownika o wolność.

Ale to nie koniec. Załogi żaglowców, zwłaszcza zaś pirackie, trzymane były żelazną ręką kapitana, rotacja była duża nie tylko ze względu na okrutne morze, ale nie mniej (jeśli nie bardziej) z powodu bezlitosnych i nieludzkich wręcz kar wymierzanych niesubordynowanym przez pierwszego po Bogu, w przekonaniu (wcale słusznym, skądinąd), że tylko paniczny strach przed karą może utrzymać załogę bandytów w szachu. Feudalizm w pełnej krasie, tyle że na morzu i skąpany we krwi.

Krwi, rzecz jasna, nie tylko samych piratów. Załogi okrętów, które udało się zdobyć, rzadko były oszczędzane – kto wyżywi dodatkowe dziesiątki gąb w trudnych, morskich warunkach? Zwłaszcza, jeśli wymagają bezustannej “opieki” – mogą wszak chcieć wziąć odwet…

Życie pirata to życie okrutnego morskiego bandyty, spędzone na nieprzejednanym morzu, z nieustającą groźbą śmierci ze wszystkich stron: żywiołu, kapitana, towarzyszy niedoli, atakowanych załóg i wreszcie okrętów wojennych, starających się utrzymać porządek na uczęszczanych szlakach handlowych.

Los zdecydowanie nie do pozazdroszczenia.


Tym zaś z Czytelniczek i Czytelników, którzy oczekiwali tekstu na temat prawa autorskiego i kopiowania w Internecie, przypominam, że “piractwo” to nie jest ściąganie muzyki z Internetu; polecam też tę pomocną grafikę.