To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.
Obserwując sytuację z ACTA w Polsce w ciągu ostatnich tygodni (i biorąc w niej czynny udział, poprzez moje afiliacje), zacząłem się zastanawiać nad Anonymous. Bez wątpienia grali ważną rolę w tym, co się działo, zarówno pozytywną, jak i negatywną.
Pozytywną – bo faktycznie spowodowali większe zainteresowanie mediów i “szarego człowieka” tym tematem (aczkolwiek twierdzenie, że nie było protestów zanim Anoni się włączyli jest nieprawdą). Negatywną – ponieważ poprzez swoje “ataki” (które ja bym raczej nazwał czymś pomiędzy haktywizmem i wandalizmem) na strony rządowe dali Premierowi idealny pretekst by podpisać porozumienie mimo protestów: “nie ugniemy się przed szantażem”. To, niestety, zostało nieźle odebrane przez część opinii publicznej, i pomogło zaszufladkować przeciwników ACTA jako “piratów, terrorystów”.
W tym momencie zacząłem już myśleć o Anonach jako czysto hedonistycznych, samolubnych gówniarzach, łapiących się na akcję anty-ACTA tylko po to, by znaleźć wymówkę i jakąś namiastkę uzasadnienia uprawianego przez nich wandalizmu na sieci.
Wówczas jednak nastąpiło coś niezmiernie dziwnego. Dzięki pomocy Anonów spoza Polski oraz tych z wewnątrz kraju poprosiliśmy o zaprzestanie “ataków”. I faktycznie, zostały wstrzymane.
Etyczna siła natury
Aż wreszcie pojąłem. Anonymous może i są hedonistyczni, impulsywni, nie zważają za bardzo na wyniki ich działań, lecz wciąż mimo wszystko, w dużej mierze, postępują zgodnie z jakimś specyficznym etosem.
Gdy chce się dać pojęcie jak wyglądają działania Anonów z zewnątrz to “siła natury”, i to z rodzaju tych niepowstrzymywalnych masowych pędów zwierząt stadnych, doskonale pokazanych na przykład w “Królu Lwie”.
Jednakże nawet mimo tego, że Anoni działają stadnie, mimo całej anonimowości którą daje (lub wydaje się dawać) Internet, mimo faktycznej lub tylko odczuwanej bezkarności (co mogłoby przekładać się na kompletną amoralność), nie zdarzyło mi się słyszeć o dużej akcji Anonymous, która byłaby z samego założenia złem. Lub, korzystając z analogii z “Królem Lwem”, nie wydaje się, żeby spowodowanie pędu przeciw słodkiemu kociakowi było dla hien łatwe.
Wręcz przeciwnie. Zwykle to hieny trafiają na celownik Anonów za to, że skrzywdziły słodkiego kociaka. Na przykład policjanci nadużywający swych uprawnień.
Działania Anonów mogą, rzecz jasna, prowadzić tak do skutków dobrych, jak i złych. Jednak wciąż – nie są podejmowane z celowym zamiarem czynienia zła. Próby nakręcenia ich przeciw jakimś osobistym wrogom lądują zwykle w kategorii “nie jesteśmy twoją osobistą armią”, czasem nawet kończąc się źle dla podejmującego taka próbę.
Bez dwóch zdań najważniejszym powodem i motorem działania Anonów jest “dla jaj” oraz to, jak spektakularne i widowiskowe mogą być ich skutki. Wydaje sie jednak, że obowiązują pewne niepisane, niewypowiadane zasady, mówiące o tym, że nie mogą mieć z założenia na celu czynienia zła (jakkolwiek definiowanego).
Korponimowi
Rzecz jasna, nie tak działają ludzie korporacji. Zajmują się “poważnymi sprawami”, i wydaje się, że im wyżej w korporacyjnej hierarchii dana osoba stoi, tym bardziej “czynienie zła” mieści się w ich zakresie obowiązków.
Jest jednak wiele podobieństw pomiędzy tymi dwiema grupami ludzi. Jak Anonimowi, ludzie korporacji są w zasadzie anonimowi, niemal całkowicie anonimizują ich behemoty dla których pracują. Jak Anonimowi, działania pojedynczego pracownika korporacji są niemal kompletnie bez znaczenia – to stado, to potężna masa całego behemota rzucona w jednym kierunku może faktycznie na coś wpłynąć. Anonimowi są mniej-więcej bezkarni jeżeli chodzi o ich działania, dzięki technologii; ludzie korporacji są często zwolnieni z odpowiedzialności prawnej za działania wynikające z obowiązków służbowych. Ciężko jest zmienić kierunek raz rozpędzonego stada Anonów, podobnie jak ciężko jest zmienić globalną politykę korporacji. Anonimowi organizują się wokół symboli i identyfikują z nimi, Korponimowi działają pod szyldami korporacyjnych logo.
Jak to więc możliwe, że przy tych wszystkich podobieństwach, Korponimowi nie wykazują podobnego do Anonimowych etosu w swych codziennych działaniach?
Chaos kontra Struktura
Jest kilka istotnych różnic, które być może w jakimś stopniu to tłumaczą.
Po pierwsze, choć w przypadku obu grup uczestnictwo jest dobrowolne, w przypadku Korponimowych wiąże się z trudniejszymi decyzjami. To jest praca. To jest poważne zobowiązanie. Rzucenie wypowiedzenia ma zawsze poważne konsekwencje. To nie ma miejsca w przypadku Anonimowych, w przypadku których każdy może się w dowolnym momencie włączyć, i może w dowolnym momencie opuścić dowolną podgrupę. Gdy tylko Anonowi przestaje podobać się to, co robi stado, opuszcza je.
Po drugie, korporacje są silnie hierarchiczne – co (z założenia) absolutnie nie ma miejsca w przypadku Anonimowych.
Ma to wiele konsekwencji, z których jedną z ciekawszych jest (faktyczna bądź jedynie postrzegana) bezkarność, zdjęcie odpowiedzialności za działania podejmowane w imieniu całości. Anoni są trudni do namierzenia, lecz doskonale zdają sobie sprawę, że odpowiadają za swoje działania. Korponimowi natomiast mogą, np. na rozprawie sądowej, twierdzić, że “kazano im”.
Jest to być może najważniejsza różnica. Każda z osób biorących udział w akcji Anonymous jest świadoma faktu, że odpowiedzialność za wszystkie działania wykonywane w grupie spoczywa jednoznacznie osobiście na nich. Korponimowi zaś mają wrażenie, że odpowiedzialność za ich działania jest rozmyta, a co za tym idzie (co kluczowe) mogą racjonalizować wszelkie działania, które podejmują w ramach swych obowiązków służbowych, niezależnie od tego, jak nieludzkie, jako nie będące ich winą, ich decyzją.
Nowa Nadzieja
To z kolei może bardzo dużo mówić o ludzkości w ogóle. I to – pozytywnie!
Nawet w sytuacji kompletnej anonimowości i bezkarności, nawet twierdząc, że działają z pobudek czysto hedonistycznych, czasem nawet występując przeciw prawu, ludzie zdają się jednak w swych działaniach trzymać jakiegoś etosu, przynajmniej w grupach, tak długo, jak długo nie mają możliwości zrzucenia odpowiedzialności za swoje działania na kogoś lub coś innego.
To wydaje się kontr-intuicyjne, większość z nas żywi przekonanie, że to nieuchronność kary trzyma ludzi w ryzach i powstrzymuje przed czynieniem zła. Okazuje się jednak, że dla wielu z nas, nawet w tak niejednoznacznych moralnie grupach jak Anonymous, sam fakt bycia świadomym tego, że jest się odpowiedzialnym za własne działania (niezależnie od tego, czy grozi kara, czy nie) – wystarcza!
Zła wiadomość jest taka, że ogromna większość klocków, z których składają się obecne społeczeństwa, zbudowana jest hierarchicznie, a co za tym idzie – umożliwia takie zrzucanie odpowiedzialności. Najpopularniejsze religie również tworzą możliwości po temu – oferując odległe bóstwo mające “plan”; lub oferując niejasne, niejednoznaczne czy nieaktualne zasady postępowania; czy też każąc “zaufać”, bezkrytycznie wypełniać decyzje wybranej grupy osób.
Jest jakiś powód, dla którego najbardziej bestialskie akty w historii człowieka były podejmowane pod auspicjami władzy lub z hasłami religijnymi na ustach i sztandarach.
Jest też jednak doskonała wiadomość: najwyraźniej wszyscy mamy wbudowany pewien kompas moralny, i potrafimy z niego skorzystać – nawet gdy nic nas nie może do tego zmusić. I za pokazanie tego bardzo jestem Anonymous wdzięczny.