Przejdź do treści

Pieśni o Bezpieczeństwie Sieci
blog Michała "ryśka" Woźniaka

Safari w Brukseli #1 - konferencja prasowa PE, posiedzenie ITRE

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Nie rozwodząc się zanadto powiem, że zostałem zaproszony przez La Quadrature du Net do Brukseli, w celu wykonania “lobbytomii” w sprawie ACTA na europarlamentarzystach.

Napiszę o haktywistycznej frajdzie, którą to sprawia, później – na razie muszę napisać o sprawach poważnych.

Na ten tydzień zaplanowanych było sporo wydarzeń dotyczących ACTA, stąd pomysł pojawienia się tu i podjęcia próby wpłynięcia na europosłów.

Na tym etapie mamy za sobą już dwa wydarzenia:

  • konferencję prasowa Europarlamentu, dotyczącą ACTA, prowadzoną przez posła-sprawozdawcę oraz posła-sprawozdawcę cienia;
  • spotkanie komitetu ITRE, z ACTA w agendzie.

Zatem czas na krótkie podsumowanie obu.

Konferencja prasowa

…była dość ciekawa i całkiem pozytywna dla przeciwników ACTA. Posłowie-sprawozdawcy powiedzieli, że:

Ten “raport pośredni”, choć jest ciekawym i raczej pozytywnym pomysłem, nie jest tak ważny jakby się mogło zdawać; na tyle, na ile rozumiem jak się sprawy mają, nie będzie w żaden sposób wiążący dla EP. Taki dokument nie figuruje w żadnych procedurach i wydaje się być raczej prywatną inicjatywą posłów-sprawozdawców.

Przekazanie ACTA do ETS przez Europarlament oddzielnie od Komisji Europejskiej jest ciekawym ruchem; nie jest jednak jasne, czy w ogóle możliwe jest skierowanie do ETS tego samego aktu dwa razy – a nawet jeśli jest, możliwe, że tylko jedno pytanie jest dozwolone: “czy ACTA jest kompatybilna z acquis i traktatami”. Jeśli więc Komisja już takie pytanie zada (w sposób przedstawiający ACTA w pozytywnym świetle), możliwe, że Europarlament nie będzie miał już tej możliwości.

W każdym razie właściwym pytaniem jest:

Czy ACTA może zostać zinterpretowana i zaimplementowana w sposób będący nadużyciem i niekompatybilny z acquis i traktatami?

Odpowiedź na to pytanie, to silne i jednoznaczne “tak”.

Posiedzenie Komitetu ITRE

ACTA była tu tylko jednym z wielu punktów programu, jednak zdecydowanie i wyraźnie najważniejszym (wiele osób wyszło, gdy tylko czas nań przeznaczony został wyczerpany).

To spotkanie zostało bardzo dobrze podsumowane przez La Quadrature, zdecydowanie warto to podsumowanie przeczytać. Ja pozwolę sobie tylko dodać co nieco z mojej perspektywy.

Przede wszystkim, argumenty podnoszone przeciw traktatowi były znacznie silniejsze i bardziej merytoryczne, niż argumenty za. Prawa człowieka oraz zagrożenia cenzurą (dobrze przedstawione przez naszego polskiego europosła, p. Gróbarczyka, z którym miałem przyjemność się spotkać na 2 godziny przed tym posiedzeniem); zagrożenie dla prywatności i ochrony danych osobowych; utrudnienia dla biznesu i hamowanie innowacji; wreszcie – nietransparentny, niedemokratyczny sposób procedowania tego traktatu oraz pytanie, czy jest on w ogóle użyteczny.

Pojawiły się jednak dwa głosy broniące porozumienia: jeden, rzecz jasna, ze strony przedstawiciela Komisji Europejskiej, zaproszonego na posiedzenie; drugi od Daniela Caspary, niemieckiego europosła i członka samego komitetu ITRA.

Jak dla mnie, wyglądali na dość zdesperowanych. Główną ich strategią na tym etapie, jak może się zdawać, jest rozsiewanie dezinformacji i straszenie.

Trzeba uspokoić dyskusję

Pierwszym argumentem stał się apel o uspokojenie dyskusji, z mocną sugestią, że to gentlemeni-eksperci winni rozmawiać na ten temat, nie zaś ogólna publika.

To jest groteskowe: lata całe ACTA była tajna, tworzona w sposób absolutnie niedemokratyczny i nietransparentny, na zamkniętych posiedzeniach takich właśnie “gentlemenów-ekspertów”, którym zabrakło choćby zwykłej przyzwoitości by zaprosić przedstawicieli ludzi, którym próbowali narzucić regulacje prawne.

Teraz nagle, gdy ulice i narody zabrały głos i zdecydowanie sprzeciwiły się temu porozumieniu, wraz z tajnością otaczającą prace nad nim, zwolennicy ACTA nawołują do “uspokojenia dyskusji”. Tak jakby wszelkie opinie przeciw – w istocie opinie obywateli – były jedynie straszeniem i dezinformacją.

Nic nie zmienia

Jak już wielokrotnie poprzednio, pojawiło się twierdzenie, że ACTA niczego de facto w UE nie zmienia. Nie jest to prawdą – a nawet jeśli, po co w takim razie podpisywać?..

Chodzi o ułatwienie dostępu do wymiaru sprawiedliwości

Drugi bezczelny i groteskowy argument: w ACTA nie chodzi o prawo autorskie, chodzi o dostęp do wymiaru sprawiedliwości. Tak jakby ogromne koncerny medialne, które de facto byłyby beneficjentami ACTA, potrzebowały jakichkolwiek ułatwień w tym zakresie, czy by się sprawiedliwością w ogóle przejmowały.

Części zamienne do samochodów i bezpieczeństwo

Ponad 70% części zamiennych do samochodów sprzedawanych w Europie jest podrabiana, i jest to poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa użytkowników dróg – ACTA zaś rzekomo ma z tym walczyć.

Po pierwsze, nie podano definicji podrabianej części zamiennej, ale mniejsza o to. Po drugie, choć zacytowano jakieś badania dotyczące podanego procenta, nie podano autorów, tytułu, kraju, którego badanie dotyczyło, ani roku jego wykonania.

Nie mówiąc już o tym, że nie podano żadnego dowodu dotyczącego istnienia ani zakresu zagrożeń z tym związanych.

Równowaga

Ponownie też pojawił się argument “równowagi”:

Powinniśmy starać się osiągnąć równowagę pomiędzy prawami i wolnościami podstawowymi: wolnością słowa, wolnością od cenzury, i własnością intelektualną

W oczywisty sposób jest to czysta, złośliwa erystyka – ponieważ ani nie jest to własność intelektualna (a prawa na dobrach niematerialnych), ani nie jest ona wolnością podstawową. Zwłaszcza, gdy dotyczy zysków korporacji, nie zaś praw poszczególnych obywateli.

Pakiet klimatyczny

Wreszcie, podjęto próbę odbicia argumentu, że “skoro Chiny i Indie (najwięksi producenci podróbek) nie podpisały ACTA, więc ACTA i tak osiągnie swych celów” – w postaci postawienia pytania, czemu takich wątpliwości nie podnoszono przy protokole z Kyoto.

Problem w tym, że protokół z Kyoto może osiągnąć swoje cele (redukcja emisji gazów cieplarnianych) nawet gdy Chiny czy Indie go nie podpiszą. ACTA nie – jako że jeśli najwięksi producenci podróbek nie będą nim związani, podważa to cały konstrukcję.

Bo ACTA jest passé

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Miałem wczoraj przyjemność uczestniczyć w panelu na Otwartej debacie w sprawie ACTA, zorganizowanej przez Uniwersytet Śląski w Katowicach. Pośród wielu dostojnych uczestników (m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich, prof. Lipowicz, prawników, przedstawicieli organizacji pozarządowych oraz ZAiKSu) znalazł się też Andrzej Gałażewski, Poseł na Sejm RP – który bezdyskusyjnie zgarnia dziś nagrodę za najciekawsze wypowiedzi.

Albowiem ku zaskoczeniu chyba wszystkich Pan Poseł zdawał się bronić pierwszej decyzji o podpisaniu ACTA, twierdząc, że nie pojawiały się sygnały negatywne na temat porozumienia. Po szybkim wyprowadzeniu z tego błędu przez Roberta Partykę z PLUGu, skomentował:

Argumenty z zewnątrz do nas docierające mają wpływ na nasze decyzje o ile są w odpowiedni sposób opakowane intelektualnie

Zatem merytoryczne uwagi, zgłaszane przez organizacje pozarządowe do ACTA, nie były “odpowiednio opakowane intelektualnie”. Jak wiemy, na decyzję wpłynęły dopiero uliczne protesty. Hasła z tych protestów znamy – wiemy już więc (i to od posła!) jak należy “intelektualnie opakować” argumenty tak, by do naszych parlamentarzystów trafiały.

Poseł Gałażewski nie poprzestał jednak na tym jednym bon-mocie; w sprawie przyszłości ACTA stwierdził, że "to porozumienie jest passé", zapytany zaś wprost jak będzie głosował w sprawie ratyfikacji (jeżeli do takiego głosowania dojdzie, rzecz jasna), odpowiedział:

Nie jesteśmy samobójcami politycznymi

Muszę przyznać, że cieszę się z otwartości, z jaką posłowie zaczynają mówić o tym co i jak wpływa na ich procesy decyzyjne. Tego, że argumenty merytoryczne niekoniecznie są “odpowiednio intelektualnie opakowane”, można było domniemywać od czasu jakiegoś. To, że wielu z nich jest politycznymi oportunistami, również nie jest specjalnie zaskakujące.

Natomiast cieszy fakt, że poza czysto koniunkturalnym podejściem do podejmowanych decyzji pojawiają się jakieś dodatkowe kryteria – choćby to i była moda.

Tajemnica korespondencji po europejsku

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Gdy w Polsce pojawiały się kolejne pomysły wprowadzenia filtrowania i cenzury Internetu, jednym z argumentów podnoszonych przeciw nim był fakt, że naruszało by to tajemnicę korespondencji, gwarantowaną Artykułem 12. Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz Artykułem 49. Konstytucji RP.

Niełatwe czasem było przekonanie pomysłodawców takich środków, że faktycznie do tego by się ich pomysły sprowadzały – natomiast nikt nie wątpił, że naruszanie tajemnicy korespondencji w postaci znanej z tzw. “czasów dawno i słusznie minionych”, czyli poprzez otwieranie przesyłek pocztowych, jest niedopuszczalne i nie do pomyślenia w Wolnej Polsce.

To się jednak ma zmienić – Unia Europejska uznała, że ważniejsza od ochrony praw podstawowych jest ochrona tzw. “własności intelektualnej”. Zgodnie z tworzonym rozporządzeniem, celnicy UE mają uzyskać uprawnienia do otwierania przesyłek przychodzących spoza Unii (ale adresowanych do obywateli UE) i ich niszczenia w przypadku znalezienia zawartości naruszającej prawa na dobrach niematerialnych.

Nie do końca o to chodziło gdy argumentowałem, że w Internecie powinny obowiązywać te same prawa, co IRL

Premier Tusk w sprawie ACTA: myliłem się

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Po pierwsze, chcę powiedzieć, że byłem całkowicie zaskoczony dzisiejszą wypowiedzią Premiera Tuska na temat ACTA, w której przyznaje się do błędu i apeluje o odrzucenie porozumienia na poziomie europejskim. Nie ja jeden zresztą. W ciągu ostatnich tygodni nic nie zapowiadało takiej wolty.

Tym bardziej jednak jest to ogłoszenie miłe mym uszom.

Z tego co zrozumiałem z treści wypowiedzi Premiera, oraz z tego w jaki sposób zostało to powiedziane (co być może jest nawet ważniejsze), Polska jednoznacznie jest przeciwna ACTA, porozumienie nie zostanie ratyfikowane w kraju, na arenie europejskiej zaś rząd polski będzie się mu stanowczo sprzeciwiał. Jest to niezmiernie ważny i jasny sukces walki z ACTA.

Premier mógłby rzecz jasna skierować porozumienie szybko do ratyfikacji w polskim Parlamencie, celem jego szybkiego odrzucenia. Ponieważ jednak około tygodnia temu ogłosił “zawieszenie” ratyfikacji w kraju, jestem w stanie zrozumieć, że niekoniecznie jest to wyjście, na które Premier może się w tej chwili zdecydować. Potrzebne są jednak w najbliższych dniach inne jednoznaczne ruchy przeciw ACTA (np. skierowanie do ETS?).

Nie padły żadne słowa na temat ew. wycofania polskiego podpisu. To jest ciekawe, lecz nie mogę na ten temat się wypowiadać szerzej, nie jestem prawnikiem. Możliwe, że rząd postanowił skupić się na (ważniejszym) odrzuceniu w Europarlamencie? To by miało jakiś sens.

Tak czy inaczej, my (organizacje pozarządowe zaangażowane w walkę przeciw ACTA) jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni dzisiejszą decyzją i zdecydowanie ją popieramy. Jest to krok we właściwym kierunku, i początek dwóch długotrwałych procesów:

  • odrzucenia ACTA w Unii Europejskiej;
  • globalnej debaty nad (nieodzowną) reformą praw dotyczących tzw. “własności intelektualnej”.

Oba te tematy pojawiły się w dzisiejszym wystąpienia Premiera Tuska, co jest bardzo pozytywnym znakiem dobrej woli, i być może początkiem odbudowywania wzajemnego zaufania, utraconego tego pamiętnego 19. stycznia.

Anonimowi kontra Korponimowi

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Obserwując sytuację z ACTA w Polsce w ciągu ostatnich tygodni (i biorąc w niej czynny udział, poprzez moje afiliacje), zacząłem się zastanawiać nad Anonymous. Bez wątpienia grali ważną rolę w tym, co się działo, zarówno pozytywną, jak i negatywną.

Pozytywną – bo faktycznie spowodowali większe zainteresowanie mediów i “szarego człowieka” tym tematem (aczkolwiek twierdzenie, że nie było protestów zanim Anoni się włączyli jest nieprawdą). Negatywną – ponieważ poprzez swoje “ataki” (które ja bym raczej nazwał czymś pomiędzy haktywizmem i wandalizmem) na strony rządowe dali Premierowi idealny pretekst by podpisać porozumienie mimo protestów: “nie ugniemy się przed szantażem”. To, niestety, zostało nieźle odebrane przez część opinii publicznej, i pomogło zaszufladkować przeciwników ACTA jako “piratów, terrorystów”.

W tym momencie zacząłem już myśleć o Anonach jako czysto hedonistycznych, samolubnych gówniarzach, łapiących się na akcję anty-ACTA tylko po to, by znaleźć wymówkę i jakąś namiastkę uzasadnienia uprawianego przez nich wandalizmu na sieci.

Wówczas jednak nastąpiło coś niezmiernie dziwnego. Dzięki pomocy Anonów spoza Polski oraz tych z wewnątrz kraju poprosiliśmy o zaprzestanie “ataków”. I faktycznie, zostały wstrzymane.

Etyczna siła natury

Aż wreszcie pojąłem. Anonymous może i są hedonistyczni, impulsywni, nie zważają za bardzo na wyniki ich działań, lecz wciąż mimo wszystko, w dużej mierze, postępują zgodnie z jakimś specyficznym etosem.

Gdy chce się dać pojęcie jak wyglądają działania Anonów z zewnątrz to “siła natury”, i to z rodzaju tych niepowstrzymywalnych masowych pędów zwierząt stadnych, doskonale pokazanych na przykład w Królu Lwie.

Jednakże nawet mimo tego, że Anoni działają stadnie, mimo całej anonimowości którą daje (lub wydaje się dawać) Internet, mimo faktycznej lub tylko odczuwanej bezkarności (co mogłoby przekładać się na kompletną amoralność), nie zdarzyło mi się słyszeć o dużej akcji Anonymous, która byłaby z samego założenia złem. Lub, korzystając z analogii z “Królem Lwem”, nie wydaje się, żeby spowodowanie pędu przeciw słodkiemu kociakowi było dla hien łatwe.

Wręcz przeciwnie. Zwykle to hieny trafiają na celownik Anonów za to, że skrzywdziły słodkiego kociaka. Na przykład policjanci nadużywający swych uprawnień.

Działania Anonów mogą, rzecz jasna, prowadzić tak do skutków dobrych, jak i złych. Jednak wciąż – nie są podejmowane z celowym zamiarem czynienia zła. Próby nakręcenia ich przeciw jakimś osobistym wrogom lądują zwykle w kategorii “nie jesteśmy twoją osobistą armią”, czasem nawet kończąc się źle dla podejmującego taka próbę.

Bez dwóch zdań najważniejszym powodem i motorem działania Anonów jest “dla jaj” oraz to, jak spektakularne i widowiskowe mogą być ich skutki. Wydaje sie jednak, że obowiązują pewne niepisane, niewypowiadane zasady, mówiące o tym, że nie mogą mieć z założenia na celu czynienia zła (jakkolwiek definiowanego).

Korponimowi

Rzecz jasna, nie tak działają ludzie korporacji. Zajmują się “poważnymi sprawami”, i wydaje się, że im wyżej w korporacyjnej hierarchii dana osoba stoi, tym bardziej “czynienie zła” mieści się w ich zakresie obowiązków.

Jest jednak wiele podobieństw pomiędzy tymi dwiema grupami ludzi. Jak Anonimowi, ludzie korporacji są w zasadzie anonimowi, niemal całkowicie anonimizują ich behemoty dla których pracują. Jak Anonimowi, działania pojedynczego pracownika korporacji są niemal kompletnie bez znaczenia – to stado, to potężna masa całego behemota rzucona w jednym kierunku może faktycznie na coś wpłynąć. Anonimowi są mniej-więcej bezkarni jeżeli chodzi o ich działania, dzięki technologii; ludzie korporacji są często zwolnieni z odpowiedzialności prawnej za działania wynikające z obowiązków służbowych. Ciężko jest zmienić kierunek raz rozpędzonego stada Anonów, podobnie jak ciężko jest zmienić globalną politykę korporacji. Anonimowi organizują się wokół symboli i identyfikują z nimi, Korponimowi działają pod szyldami korporacyjnych logo.

Jak to więc możliwe, że przy tych wszystkich podobieństwach, Korponimowi nie wykazują podobnego do Anonimowych etosu w swych codziennych działaniach?

Chaos kontra Struktura

Jest kilka istotnych różnic, które być może w jakimś stopniu to tłumaczą.

Po pierwsze, choć w przypadku obu grup uczestnictwo jest dobrowolne, w przypadku Korponimowych wiąże się z trudniejszymi decyzjami. To jest praca. To jest poważne zobowiązanie. Rzucenie wypowiedzenia ma zawsze poważne konsekwencje. To nie ma miejsca w przypadku Anonimowych, w przypadku których każdy może się w dowolnym momencie włączyć, i może w dowolnym momencie opuścić dowolną podgrupę. Gdy tylko Anonowi przestaje podobać się to, co robi stado, opuszcza je.

Po drugie, korporacje są silnie hierarchiczne – co (z założenia) absolutnie nie ma miejsca w przypadku Anonimowych.

Ma to wiele konsekwencji, z których jedną z ciekawszych jest (faktyczna bądź jedynie postrzegana) bezkarność, zdjęcie odpowiedzialności za działania podejmowane w imieniu całości. Anoni są trudni do namierzenia, lecz doskonale zdają sobie sprawę, że odpowiadają za swoje działania. Korponimowi natomiast mogą, np. na rozprawie sądowej, twierdzić, że “kazano im”.

Jest to być może najważniejsza różnica. Każda z osób biorących udział w akcji Anonymous jest świadoma faktu, że odpowiedzialność za wszystkie działania wykonywane w grupie spoczywa jednoznacznie osobiście na nich. Korponimowi zaś mają wrażenie, że odpowiedzialność za ich działania jest rozmyta, a co za tym idzie (co kluczowe) mogą racjonalizować wszelkie działania, które podejmują w ramach swych obowiązków służbowych, niezależnie od tego, jak nieludzkie, jako nie będące ich winą, ich decyzją.

Nowa Nadzieja

To z kolei może bardzo dużo mówić o ludzkości w ogóle. I to – pozytywnie!

Nawet w sytuacji kompletnej anonimowości i bezkarności, nawet twierdząc, że działają z pobudek czysto hedonistycznych, czasem nawet występując przeciw prawu, ludzie zdają się jednak w swych działaniach trzymać jakiegoś etosu, przynajmniej w grupach, tak długo, jak długo nie mają możliwości zrzucenia odpowiedzialności za swoje działania na kogoś lub coś innego.

To wydaje się kontr-intuicyjne, większość z nas żywi przekonanie, że to nieuchronność kary trzyma ludzi w ryzach i powstrzymuje przed czynieniem zła. Okazuje się jednak, że dla wielu z nas, nawet w tak niejednoznacznych moralnie grupach jak Anonymous, sam fakt bycia świadomym tego, że jest się odpowiedzialnym za własne działania (niezależnie od tego, czy grozi kara, czy nie) – wystarcza!

Zła wiadomość jest taka, że ogromna większość klocków, z których składają się obecne społeczeństwa, zbudowana jest hierarchicznie, a co za tym idzie – umożliwia takie zrzucanie odpowiedzialności. Najpopularniejsze religie również tworzą możliwości po temu – oferując odległe bóstwo mające “plan”; lub oferując niejasne, niejednoznaczne czy nieaktualne zasady postępowania; czy też każąc “zaufać”, bezkrytycznie wypełniać decyzje wybranej grupy osób.

Jest jakiś powód, dla którego najbardziej bestialskie akty w historii człowieka były podejmowane pod auspicjami władzy lub z hasłami religijnymi na ustach i sztandarach.

Jest też jednak doskonała wiadomość: najwyraźniej wszyscy mamy wbudowany pewien kompas moralny, i potrafimy z niego skorzystać – nawet gdy nic nas nie może do tego zmusić. I za pokazanie tego bardzo jestem Anonymous wdzięczny.

Mieć ciastko i ściągnąć ciastko

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Hipokryzja koncernów medialnych i innych stron zaangażowanych w Wojnę z Radością jest w rzeczy samej fascynująca.

Z jednej strony stoją mocno na stanowisku, że naruszenia praw na dobrach niematerialnych (jak powinno nazywać się proceder ściągania i udostępniania plików z dziełami kultury bez uzyskania odpowiedniej zgody) to “kradzież” lub “piractwo”, tak jakby te pliki były jakimś fizycznym bytem, który można fizycznie komuś zabrać. Próbują zatem mówić o plikach w Internecie tak, jak mówi się o tradycyjnych, fizycznych nośnikach, z (wygodnymi dla nich) konsekwencjami.

Natomiast z drugiej strony, na fizyczne media (DVD, na ten przykład) nakładane są tak zwane za przeproszeniem “zabezpieczenia”, które powodują na przykład, że ja – płacący klient – nie jestem w stanie legalnie dostać się do treści, za którą zapłaciłem, gdy tylko np. pojadę do Stanów. Mało tego! Podejmowane są aktywne próby ograniczenia rynku wtórnego – czyli doprowadzenia do sytuacji, w której ja, nabywca danej kopii (niezależnie od nośnika), nie będę w stanie tej fizycznej kopii odsprzedać.

Hipokryzja ta potrafi się uwidocznić w sposób bardzo widowiskowy, np. w przypadku sprzedaży utworów na iTunes. W telegraficznym skrócie: zespół ma umowę z koncernem, że ze sprzedaży ich utworów zespół dostaje procentowo mniej, niż z ich licencjonowania. Argument jest taki, że przy sprzedaży dochodzą dodatkowe wysokie koszty na każdą sprzedaną sztukę (np. wydrukowanie okładki, tłoczenie płyt).

Kosztów tych nie ma oczywiście przy dystrybucji cyfrowej – lecz to nie przeszkadza koncernowi Warner Music Group twierdzić, że dystrybucja przez iTunes to sprzedaż, nie licencjonowanie (co rzecz jasna przekłada się na znacznie mniejsze wynagrodzenie płacone artystom). Jestem ciekaw, co by WMG zrobił, gdyby użytkownicy iTunes postanowili skorzystać z takiej wykładni, np. celem odsprzedania części “kupionych” tak utworów swoim znajomym…

Zasada koncernów medialnych jest chyba taka, że jak coś jest w Internetach, stosują wygodne dla nich zasady świata fizycznego; natomiast gdy coś jest na nośniku fizycznym, udają, że te zasady ich jednak nie obowiązują. Czy tylko mi to przypomina moralność pewnego sympatycznego dzikusa?

Swoją drogą, może czas pograć w tę samą grę i wydłużenie ochrony utworów przez prawo autorskie również zacząć nazywać kradzieżą. Będzie to na pewno bardziej uzasadnione, niż w przypadku udostępniania plików w Internecie – o ile koncerny medialne nie tracą dostępu do dzieł “kradniętych” przez “internetowych piratów”, o tyle społeczeństwo faktycznie traci dostęp do dzieł kultury, ostatnio do piosenek w EU na kolejne 20 lat.

O ACTA znów w Kancelarii Premiera

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Dziś w Kancelarii Premiera odbyło się spotkanie organizacji pozarządowych, przedstawicieli biznesu oraz urzędników administracji centralnej (m.in. przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwa Gospodarki), organizowane przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji (niestety, przy nieobecności samego Ministra Michała Boniego). Głównym tematem spotkania była ACTA – co dobrze wpasowało się w trwający jeszcze przecież w momencie rozpoczęcia spotkania (ok. 11:00) blackout Internetu, organizowany w proteście przeciwko propozycjom zmian w amerykańskim prawie, zagrażającym wolności słowa i w istocie samemu funkcjonowaniu Internetu.

Spotkanie było napięte, okazało się bowiem, że już za tydzień, 26.01, ACTA zostanie podpisane przez Unię Europejską, po czym nastąpi proces ratyfikacyjny w Parlamencie Europejskim oraz w parlamentach państw członkowskich (w tym w polskim Sejmie). Decyzja o podpisaniu została podjęta przez Rząd Polski na przełomie kadencji w tzw. trybie obiegowym, czyli bez poddawania pod dyskusję na spotkaniu Rady Ministrów. Informacja rozesłana została tuż przed zmianą kadencji, decyzja została podjęta 25 listopada 2011, tuż po rozpoczęciu nowej kadencji – co budzi pewne zastrzeżenia, choć MKiDN zarzeka się, że wynikało to tylko i wyłącznie z kwestii proceduralnych (m.in. z powodu oczekiwania na pełne tłumaczenie tekstu porozumienia).

Taki tryb – nie zapewniający przejrzystości, nie dający możliwości dyskusji nad ACTA – stoi w ostrej sprzeczności z obietnicą Premiera Donalda Tuska, wyrażoną na spotkaniu w maju 2011, którą zobowiązał się do przyjrzenia się sprawie ACTA i przeprowadzenia otwartej, merytorycznej dyskusji na ten temat przed wykonywaniem jakichkolwiek dalszych kroków mających na celu przyjęcie tego porozumienia.

Nie mniej od strony społecznej zaskoczony takim stanem rzeczy był przedstawiciel MAiC, gospodarza spotkania. Możliwe, że w najbliższych dniach usłyszymy i dowiemy się więcej na ten temat – mają zostać udostępnione materiały, którymi dysponuje Ministerstwo Kultury w sprawie ACTA. Przedstawiciel tego resortu na dzisiejszym spotkaniu był jedynie w stanie przedstawić chronologię dotyczącą zakończonych już kroków w kierunku pełnego przyjecia ACTA oraz informację na temat kroków przyszłych; na wszelkie zarzuty czy pytania merytoryczne odpowiadał utartymi frazesami (“Priorytetem tego rządu jest lepsza ochrona własności intelektualnej”), jako oficjalne stanowisko Ministerstwa przytoczył zaś niemal słowo w słowo stanowisko Komisji Europejskiej na temat ACTA. Nie doczekaliśmy się na przykład odpowiedzi na pytanie, które Polskie podmioty gospodarcze mogą faktycznie zyskać na przyjęciu tego porozumienia.

Oczekujemy zatem udostępnienia obiecanych materiałów i przedstawienia merytorycznych odpowiedzi na zadane pytania.

Podpisanie porozumienia za tydzień przez przedstawicieli państw członkowskich unii Europejskiej nie oznacza ostatecznego przyjęcia tego porozumienia, to dopiero początek drogi. Przed nami jeszcze ratyfikacja w Parlamencie Europejskim, po czym ratyfikacja przez poszczególne kraje członkowskie.

Szczególnie istotna jest tu własnie ratyfikacja w PE, ponieważ jest ona typu “wszystko albo nic” – jeżeli Europarlamentarzyści nie zaakceptują w głosowaniu ACTA, porozumienie zostaje odrzucone w całości. Na tym musimy zatem skupić swoje siły.

Ratyfikacja przez państwa członkowskie dotyczyć będzie tylko niektórych (aczkolwiek dość ważnych z punktu widzenia wolności i praw podstawowych) zapisów; jeżeli nie uda się zatrzymać ACTA na poziomie PE, na poziomie parlamentów narodowych można będzie jedynie “wyrwać ACTA część zębów”. Czeka nas zatem dużo pracy.

Data głosowania w PE wciąż jest nieznana.

Aktualizacja

Dwa ciekawe w kontekście zaskoczenia MAiC linki:

Oraz Minister Igor Ostrowski, dzisiejszy nasz gospodarz na spotkaniu, na twitterze:

Minister Boni wystąpi do PRM z prośbą o wstrzymanie podpisu #ACTA do czasu wyjaśnienia kwestii podniesionych na spotkaniu grupy Dialog

Więcej informacji

Pełniejszy opis spotkania i pogłębione analizy można znaleźć na stronach Piotra “VaGli” Waglowskiego oraz Fundacji Panoptykon.

Kontakt

W razie pytań bądź sugestii, proszę o kontakt! Nie będę w stanie odpowiadać na bieżąco w ciągu najbliższego tygodnia, ale przynajmniej raz dziennie będę starał się być dostępny. Można też wysłać maila na stop-acta@brama.elka.pw.edu.pl

Wolni i Zjednoczeni

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Wolne jak w Wolności Słowa już nie wystarczy. Wolna Kultura już nie wystarczy. Dostępność już nie wystarczy. Otwarta Edukacja, Otwarty Dostęp, Otwarte Dane, Otwarty Rząd i Przejrzystość już nie wystarczą! Wszystkie te inicjatywy, same w sobie, nie są już wystarczające – nawet do tego, by osiągnęły swoje własne cele. Jeśli chcemy je osiągnąć, musimy koniecznie wyjść poza nasze bolączki i ulubione projekty, i stać się Wolni i Zjednoczeni.

Możliwe, że już widzieliście bądź znacie “Nadchodząca wojna z ogólnymi technikami obliczeniowymi”, wystąpienie Cory’ego Doctorowa na 28C3. Jeśli nie, czas nadrobić. A gdy to zrobicie, być może dojdziecie do wniosków podobnych do mojego – że każda z naszych małych (jakkolwiek niezmiernie aktywnych i wspaniałych) społeczności walczących o wolności, otwartość i dostęp jest sama w sobie słaba i narażona na marginalizację. Jak? Poprzez naruszenia wolności, którymi nasza konkretna społeczność się nie zajmuje.

Entuzjaści Wolnej Kultury, broniący Domeny Publicznej i namawiający artystów, by publikowali na otwartych licencjach typu Creative Commons – jak będziecie korzystać z takich “wolnych utworów” jeśli dostęp do nich jest zablokowany? Nie przez prawo autorskie (blokada, przeciw której walczycie), lecz przez środki techniczne, np. dostępność jedynie w jakimś zamkniętym formacie, którego nie możecie otworzyć bez drogiego, zamkniętego oprogramowania. Lub nawet gdy takie oprogramowanie dostępne jest za darmo, co jeśli jego twórca zdecyduje nagle to zmienić i odmówi Wam dostępu póki nie zapłacicie?

Promujący dostępność dla osób niepełnosprawnych, cóż z tej dostępności, jeśli treści będą tylko płatne, i dostępne tylko poprzez zamknięte, zablokowane przez twórcę oprogramowanie?

Twórcy i użytkownicy Wolnego i Otwartego Oprogramowania, cóż z Waszych wspaniałych platform i z dostępności kodu, jeśli nie możecie za ich pomocą cieszyć się z kultury i uczestniczyć w niej (choćby jako odbiorca) – ponieważ jest zamknięta, własnościowa? Co, jeśli nie możecie się z niej cieszyć, ponieważ nie jest dostępna dla osób niepełnosprawnych?

Aktywiści na rzecz Otwartych Danych i Przejrzystości, jak chcecie budować faktycznie i prawdziwie Otwarty Rząd, jeśli nie macie pełnej kontroli nad narzędziami, których rząd ten używa? Jak możecie korzystać z upublicznionych danych, jeśli są one udostępniane tylko w kolejnym zamkniętym formacie, nie wspieranym przez używane przez Was oprogramowanie?

I jak, wreszcie, prowadzić Otwartą Edukację i Otwarty Dostęp do prac naukowych, jeśli nie używamy wolnych i otwartych narzędzi oraz wolnych zasobów, które możemy udostępniać naszym uczniom i współpracownikom w sposób dostępny dla wszystkich zainteresowanych?

Jesteśmy wszyscy połączeni, nasze cele się przenikają; bardzo potrzebujemy siebie wzajemnie by móc je osiągać. Czemu wciąż działamy w odosobnieniu?


Zatem apeluję do Was wszystkich – Społeczności Wolnego i Otwartego Oprogramowania, Wolnej Kultury, Dostępności, Otwartej Edukacji, Otwartego Dostępu, Otwartych Danych, Otwartego Rządu, Przejrzystości, i wszystkie inne walczące o wolność, otwartość, dostępność… łączcie się! Starajmy się wzajemnie rozumieć, starajmy się wzajemnie wspierać. Starajmy się wzajemnie promować pomysły i idee realizowane w naszych projektach.


Gdy promujemy dostępność dla osób niepełnosprawnych, promujmy otwarte formaty, wolne oprogramowanie i wolne licencje na treść i zasoby. Gdy mówimy o wolności oprogramowania, pamiętajmy o potrzebach osób niepełnosprawnych i miejmy na uwadze, że potrzebujemy otwartych zasobów i treści, by wolne oprogramowanie było faktycznie użyteczne. Gdy walczymy o otwartość danych i rządów, otwierajmy je w pełni, aż do używania otwartych formatów obsługiwanych przez wolne oprogramowanie. Gdy uczymy, uczmy przy użyciu wolnych i otwartych narzędzi oraz wolnych zasobów i treści. Wreszcie, broniąc Domeny Publicznej i doprowadzając do publikacji dzieł i treści na otwartych licencjach w rodzaju Creative Commons, pamiętajmy by proponować i promować formaty plików, które umożliwią jeszcze większej liczbie ludzi dostęp do nich w sposób niepotrzebnie i sztucznie nie ograniczany.

I ostatnia uwaga – nie proponuję centralizacji! Wręcz przeciwnie, to byłoby kontrproduktywne – wciąż musimy być różnorodną, zdecentralizowaną, globalną społecznością samodzielnych inicjatyw. Postarajmy się jednak nieco lepiej komunikować, nieco lepiej współpracować. Postarajmy się pamiętać i być świadomymi wszystkich pozostałych członków tej wspaniałej, globalnej rewolucji tworzącej Kulturę Daru. I wspierajmy wzajemnie swoje cele gdy mamy okazję.

Towarzystwo czuje się oszukane

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta, działające przy zakonie Albertynek, czuje się okrutnie oszukane.

Owóż w wyniku decyzji Komisji Majątkowej, w ramach rekompensaty za majątek zawłaszczony przez PRL, otrzymało ono grunty w Zabrzu. Grunty, których wartość oszacowana została na posiedzeniu Komisji przez osobę reprezentującą Towarzystwo (notabene, byłego oficera SB) na ok. 7mln zł; Komisja zaś uznała to za odpowiednią rekompensatę.

Towarzystwo, namówione przez tę właśnie osobę je reprezentującą, niezwłocznie sprzedało te grunty. Za ok. 7mln zł.

Jak się jednak okazało, operat szacunkowy wartości ziemi był zaniżony o ok. 27mln zł. Towarzystwo czuje się zatem okrutnie oszukane i domaga się w sądzie tychże 27mln zł. Od kogo? Od Skarbu Państwa.

Pomińmy tu cisnące się na usta pytanie, jaki proces myślowy doprowadził Towarzystwo do podjęcia decyzji, by w sprawie dotyczącej rekompensaty za majątek utracony w PRL wybrać na swojego reprezentanta byłego oficera tamtego reżimu. Dużo ciekawszą kwestią jest pytanie, jaki proces myślowy doprowadził Towarzystwo do uznania, że dobrym pomysłem będzie pozwanie Skarbu Państwa za oszustwo, w wyniku którego to Skarb Państwa faktycznie stracił 27mln zł. Towarzystwo zaś dostało dokładnie tyle, ile Komisja ustaliła, że powinno było dostać.

No i oczywiście ciekawe, co by na to powiedział św. Franciszek z Asyżu.

Warunki Korzystania ze Świadczonych Usług

To jest bardzo stary wpis, opublikowany ponad 4 lata temu.
Możliwe, że nie odzwierciedla dziś poglądów Autora lub zewnetrznych faktów. Jest zachowany jako wpis historyczny.

Kolejna perełka podrzucona przez Sirmacika – stopka na jednej ze stron w Internetach:

“Zabraniam kopiowania i rozpowszechniania jakichkolwiek treści, w tym obrazków i kodu strony, zaglądanie do zawartość plików z rozszerzeniem .html/.php/.css/.js jest surowo zakazane.”

Gdy widzi się coś takiego, nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. To jest jednak część większego problemu – wszelkich ToS czy EULA, na które użytkownicy czasem nawet nie wiedzą, że sie zgadzają, lub co dokładnie jest w nich zapisane.

Niniejszym zatem, nawiązując do wspaniałej “End Vendor License Agreement”, postuluję wprowadzenie podobnej odpowiedzi na dostępne na stronach Terms of Service, w postaci Terms of Using the Service (“TOUTS”):

Wyświetlając mi treść swojej strony internetowej i/lub zapisując niniejsze Warunki Korzystania ze Świadczonej Usługi na dysku zobowiązujesz się, że:

  1. nie będziesz śledzić mnie w Internecie poza swoją domeną;
  2. śledzić mnie na swojej domenie możesz jedynie po wyraźnym wyrażeniu przeze mnie na to zgody;
  3. nie będziesz używać danych wytworzonych przeze mnie w żadnym celu bez uzyskania mojej wyraźnej zgody;
  4. w żadnym wypadku nie uniemożliwisz mi dostępu do danych wytworzonych przeze mnie;
  5. w pełni zastosujesz się do moich wszelkich żądań usunięcia danych wytworzonych przeze mnie, w tym kopii zapasowych, w pamięci podręcznej, itp.

Lub wersja krótsza, z odnośnikiem do TOUTS:

Wyświetlając mi treść swojej strony internetowej i/lub zapisując niniejsze Warunki Korzystania ze Świadczonej Usługi na dysku zgadzasz się na Warunki dostępne pod adresem: http://rys.io/static/touts-pl.txt

Jeszcze tylko wrzucić to do User-Agent String, tak, by pojawiało się w logach serwerów www (stąd też konieczność skrócenia TOUTS do minimum). W ten sposób będziemy mogli twierdzić, że:

  • TOUTS zostały zapisane na dysku, co stanowi wyrażenie akceptacji tych warunków;
  • w każdej chwili serwer mógł zaprzestać świadczenia usługi, jeżeli by uznał, że TOUTS są nie do przyjęcia – i nie zrobił tego, tym bardziej więc są wiążące.

Idea jest taka, by spowodować, żeby sami tzw. “dostawcy usług” w necie musieli przyznać, że TOUTS, a wraż z nimi ToSy wszelakie, są niewiążące.

Więc – zapraszam do rozsiewania, wrzucania do User-Agent String. Sugestie i tłumaczenia też są mile widziane. Kontakt do mnie jest dostępny, jest też wątek TOUTS na Diasporze.